Zobacz

sobota, 13 czerwca 2015

Walka

Siedzenie w domu zaczelo mnie dobijac....Pierwsza noc spalam i staralam sie nie myslec o niczym.. dobijal mnie fakt ,iz moj mąz zachowywal sie zupelnie normalnie tak jakby byl gdzies obok... Zaczelam zycie kieratowe... Wstawalam o 6 rano szykowalam sie... a nie byla to prosta sprawa.. odciagalam mleko... budzilam dzieciaki szybkie ubieranie Gabrys do szkoly Jas i Olivka przedszkole a ja na 8 do szpitala... i ani minuty pozniej... bo przeciez jak to nie moge sie spoznic na karmienie...bo to nie bylo zwykle karmienie..startowalisy od 1 mililitra ....Kazdego dnia uczylam sie coraz bardziej mojego dziecka... patrzylam na nia czytalam mowilam takie rzeczy ze czasami sama zastanawialam sie czy ja napewno jestem normalna... I kazdego dnia tuz po 9(bo o 9 zaczynal sie obchod) dostawalam nowe informacje...zaczelo sie od zapalenia pluc.... na ktore nie dzialaly zadne antybiotyki... w planach byla jeszcze konsultacja kardiologiczna neurologiczna okulistyczna ...usg glowki i brzucha ..ale to przyszlosc bo na dzien dzisiejszy dobilo mnie zapalenie pluc... mala tracila na wadze:(ja stalam obok inkubatora za 450tysiecy ktory co chwilke dawal znac o sobie i plakalam. Wylam..!
Co chwilke ktos wchodzil i wychodzil z oddzialu..nagle podszedl do mnie czlowiek widzialam go przez lzy..Brat! Brat Zakonny... Stal obok mnie patrzyl i pyta -ej... dlaczego tak sie splakalas... ??? A mnie kazde zapytanie doprowadzalo do szalu... bo nie mialam sily i ochoty na opowiadanie o tym ze mam dziecko ktore albo bedzie albo nie... A On jeszcze raz zapytal.. Dlaczego tak placzesz przeciez Twoja Corka to czuje... ona slyszy i wie ze jest Ci zle... Gburowatym glosem odpowiedzialam mu ze jest mi zle... nie potrafie pomoc wlasnemu dziecku bo czuje sie jak w jakims sloiku... nie wiem czy ja kocham nie wiem ... a moze strach przed strata mnie tak dobija... bo juz to przerabialam i wiem co to znaczy pochowac wlasne dziecko.. i gdzie jest ten Bog skoro pozwolil zebym znowu byla na granicy sil...
A on spokojnym glosem odpowiedzial mi.... --spokojnie...Bog jest i nie robi nic bez powodu... wrecz przeciwnie...kazdemu daje tyle ile jest w stanie dzwignac... a Ty jestes Wspaniala mama... bo jestes tutaj od rana do ciemnej nocy... niby nic a tak wiele...dajesz swojemu dziecku milosc choc sama w to watpisz kochasz ja...I zobaczysz bedzie dobrze. Bo po kazdej zimie jest wiosna a Wy na wiosne bedziecie sie chrzcic...
Pomyslalam sobie wariat jakis... jeszze zeby bylo malo wlozyl rece do inkubatora zeby poblogoslawic moja Antke.Dla mnie byl to szok...
Po czym przyszla pielegniarka i mowi prosze nasmarowac oliwka malenka... ona musi czuc ze Pani jest nie tylko slyszec...
Matko Boska..ja matka trojki dzieci balam sie dotknac swoje dziecko...😕balam sie ze zrobie jej cos...ze moze bedzie ja bolalo... ale co tam ,skoro mam zgode to musze ja dotknac... Przysiegam ze rece telepaly mi sie straszliwie ale dotknelam ta mala stopke ktora kilka dni wczesnjej wbijala mi sie w zebra... byla taka mala... dokladnie dlugosci mojego najmniejszego palca u dloni... taka mila...i ciepla... co za uczucie...!!!! Nie zapomne tego do konca zycia. Nie wiedzialam czy wycierac lzy czy dalej miziac ta mala wielka stope.... ale czas byl ograniczony bo mala nie mogla sie wyziebic.. Wricilam do domu w okolicach 23 i nie moglam spac... bo zaczelam tesknic... tesknic za ta mala dziewczynka ktora musialam zostawic w szpitalu...😢
Tak wlasnie dotarlo do mnie ze nie mozna nie kochac... zwlaszcza wlasnego dziecka i nie wazne czy urodzi sie w 37tc czy w 27 milosc matki jest bezwarunkowa....💕

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz