Zobacz

sobota, 31 października 2015

halloween



To już dzisiaj:):):)Hallowennnnn ,będzie się działo oj będzie:):):)
A takie oto zdjęcie profilowe ustawiła mi na FB Antosia....hehe



piątek, 30 października 2015

ot!!!Taka niespodzianka:)

Cuda są hehe:)
Kiedy Tosia weszła w fazę ubierania w szpitalu przynosiłam jej ubranka... chyba jak większość mam ...Każde podpisywałam, ponieważ bardzo często ubranka lądowały w  szpitalnym koszu z  flanelowymi pieluchami gotowe do oddania  pralni...
Pralnia nie była taka zwyczajna...Bo znajdowała się w Kielcach...
Pielęgniarki starały się pilnować ubranek...ale wiadomo jak to jest,jedna pamięta inna nie....i w taki  właśnie sposób straciliśmy kilka kaftaników i body,które z pralni niestety nie wróciły...
Nie rozpaczałam z tego powodu...:)

Kilka dni temu napisała do mnie dziewczyna z Kielc i oświadczyła,że  ma naszego bodzika:) w rozm 44:):):)
Bodziak z podpisaną metka dotarł do nas:)
Aż się poryczałam....
Nie codziennie dostaje takie prezenty...a bodziaka Antośce kupiła Nasza niezastąpiona ciotka Justyna O.:)
Miło ,miło... bardzo miło:):):):)
Bardzo dziękujemy za kawałek naszych wspomnień:)

P.S -Jaka ona była mała..... !!!pamiętam ,że to był najmniejszy bodziak a ona się w nim topiła...



kasa na dzieci:)


Wojna odnośnie 500 zł na dziecko trwa... Są przeciwnicy i zwolennicy...

A ja jestem i byłam za!!!

Tak właśnie, należy się każdej wielodzietnej rodzinie... właśnie za to ,że maja więcej dzieci i tym samym jest im  trudniej bo dochody zawsze dzielą się na 4 lub więcej osób...
Tak tak wiem... rodzice jedynaków będą krzyczeć o tym, że to z ich podatków  będzie wypłacane.
Ale ,czy chodzi tak naprawdę o podatki????a może porostu zazdrość???Tylko o co... o pieniądze...
Warto pamiętać ,że chcąc czy nie, to właśnie dzieci są naszą przyszłością... i w nich nadzieja na to ,że kiedyś każe z nich będzie pracowało na kolejne pokolenia...I właśnie w dzieci inwestycja powinna być największa. Tak jak jest na całym świecie...Największe zasiłki są właśnie na dzieciaki.
Ale to nie zwalnia rodziców z pracy która mieć powinni.
Bo jak sama nazwa wskazuje pieniążki są na dzieci! A nie na zachcianki rodziców.
Mam nadzieję ,że obietnice nowych władz zostaną spełnione...:)
Także Rodziny 3+ zwane patologią  łączę się z Wami w oczekiwaniu na miliony :):):)


czwartek, 29 października 2015

500pln:)

A  jutro.....będzie o kasie na patologie:) 500pln na każde dziecko!!!!!!

aaa Antosi

Nie wiem ,czy to w genach przechodzi ,czy u nas tak jest...ale nasze "aaa" wciąż na topie.
Dla niewtajemniczonych "aaa" to nic innego ja bambusowa pielucha...pozornie wygląda jak tetrowa ,ale bambus ma moc!!! haha 
I to taka ....że nie działa przecinanie... zmniejszanie do minimum... Tosia i tak bez niej nie zaśnie....
Trochę czuję się winna ,bo to ja nakrywałam  ta pieluszką Antke jak byłam mała..później używana do karmienia a skończyła jako najlepsza przytulanko usypiaczka...
I jak to dziecko pogniewać z tą szmatka???
A u Was jakie miłości od urodzenia  powstały???
Chwalcie się:)






www.mojwczesniak.pl



To ja:):):)Matka Polka Wielka:)ahahah
Od dzisiaj na www.mojwczesniak.pl:) tadammmmmm







środa, 28 października 2015

Niezastąpiony fejsik


Niezastąpiony fejsik przypomniał mi  ,że właśnie  dzisiaj mija dokładnie dwa lata jak umieściłam w jednym z albumów to zdjęcie...
I nic by w tym dziwnego nie było... bo zdjęcie jak zdjęcie...ale ja mam zupełnie inne wspomnienia związane z tym zdjęciem...
Zostało zrobione tuz po godz.23...wróciłam ze szpitala.. Jak zwykle po drodze zryczałam się...bo coraz ciężej przychodziło mi wychodzenie z oddziału...i nie dlatego ,że mnie coś bolało  tylko straszliwie bałam się,że jak wrócę rano to może już nie być Antośki...:(
Byłam zła na samą siebie,na tę niemoc.... 
Dzisiaj wiem ,że my rodzice niewiele możemy zrobić... i chociaż rozum mówi ,że prócz czekania nie można nic to i tak gdzieś w duchu każdy myśli podobnie...a może jakaś prywatna konsultacja,albo jakiś inny lekarz...może on bardziej się zna.
W najgorszym momencie naszego pobytu w szpitalu,po kolejnej reanimacji Tosi i po podaniu jej krwi wpadłam na pomysł iż zabiorę ją do Warszawy...Tam lepiej się znają , większy szpital, znany....
Pomysł szybko wybił mi z głowy mój ginekolog...
spotkałam go pod drzwiami oddziału wcześniaków ,właśnie wychodził z odwiedzin od Tosi...a ja wchodziłam.
Powiedziałam mu jaki mam plan...a on ze stoickim spokojem zapytał mnie 

-czy chcę pani  po raz kolejny przez najbliższe lata płakać.... ???
Ona nie dojedzie do tej Warszawy!!!I nie doleci... Tutaj ma bardzo dobrą opiekę ,a ja pomogę ile tylko będę mógł...!!!!
potrzeba czasu i cierpliwości....

Chyba nic nie działa tak na mnie jak wspomnienie o  Zosi....
Nigdy wcześniej nie o nikogo nie walczyłam tak jak o nią... dużo czasu zajęło mi pogodzenie się z faktem ,że jej nie ma....A myśl ,że mogę stracić też Antosię...

Do 20 tc  odliczałam każdy dzień...Bałam się tego co będzie i jak będzie.I jak doczekałam już do 20 tygodnia to moja radość była przeeeeogromna... miałam w głowie tylko jedno! Byle do 23tc. A jak będzie 23 tygodnie to bedą ją ratować... mamy szanse na życie. 

I dotrwałam z pomocą lekarzy i dziewczyn ze szpitalnej sali do 27tc!!!
nie raz płakałam, nie raz miałam dość i chciałam uciec z tego szpitala....chociaż mistrzem ucieczek była Justyna O.która co piątek pakowała swoją walizkę i była gotowa wyjść  do domu...:)
A jedynym sposobem na zatrzymanie jej w szpitalu było usg...:) Nikt nie działał na nią tak jak widok małego mieszkańca jej brzucha... dla niego męczyła się całą ciąże na szpitalnym łóżku które były mega  niewygodne..
Nie mogłam pozwolić na to ,żeby przez moją decyzję coś stało się Tosi.
I tak właśnie została w szpitalu przy Al. Kraśnickiej 100...
A ja ,każdego dnia drżałam na myśl o tym , że cos może sie nie udać...




wtorek, 27 października 2015

wiara

Tak to ja ...Matka terrorystka:)
Padam z sił bo Antosia cierpi na bezsenność...
zupełnie jej się poprzestawiało i  gardzi snem ...szaleje do 24  i ma gdzieś że matka wstaje chwilkę po 6rano...

Ale nie o tym chciałam dzisiaj napisać:)
Dzisiaj temat bardzo delikatny ,a mianowicie wiara w Boga...
Pytacie mnie czy wierze?
Więc:)
z moja wiarą to jest tak,że nie biegam co niedziele do kościoła... obchodzimy wszystkie święta, dzieci zostały ochrzczone, a my do dzisiaj ślubu kościelnego nie mamy i mieć nie będziemy:)Gdyż nie jest to dla mnie coś ,bez czego żyć się nie da....
Ważna jest relacja jaka łączy dwoje ludzi ,a nie to gdzie i przed kim ,sobie będą ślubowali.

Ogólnie rzecz biorąc myślę,że coś jest...I jest ktoś ,kto zapisał  karty naszego życia....

Jak mam potrzebę to idę do kościoła... nie potrzeba mi tłumu ludzi,ja lubię spokój... 
Taka to moja wiara...
Były też chwile gniewu ...kiedy głośno mówiłam ,że nie ma żadnego Boga!nie wstydzę się tego.... bo w chwilach bezsilności  i żalu właśnie tak mówiłam.

Nikogo do wiary nie namawiam,szanuje poglądy ludzi którzy nie wierzą.
Bo to osobista sprawa każdego człowieka...każdy żyje tak jak chce:)

Także widzicie Kochani.... można wierzyć po swojemu :)

Ps. dzieci na religie chodzą z własnej woli:)















niedziela, 25 października 2015

Wielkie Love


I jak tu jej nie kochać...:)
Jesteśmy w trakcie załatwiania wwr... droga przed nami długa ,ale wszystko na ziemi i niebie wskazuje, że warto.
Jedną z procedur jest wizyta pracownika socjalnego..hehe  
Bałam się tego straszliwie...bo to dziwne uczucie mieć takiego gościa.:)Ale przetrwałam to !

Jednak musiałam opowiedzieć od samego początku historie Tosi...
Czytając jej wypis ze szpitala łzy cisnęły się do oczu...

Ile ona już przeszła...

Teraz czekamy na decyzje:) Mam nadzieje ,że będzie pozytywna:):):)

Wspaniałej niedzieli Kochani:) ja zmykam w krainę gotowania obiadu:):):)

                                                      

sobota, 24 października 2015

Niepełnosprawni

Dlaczego w ludziach jest tak wiele nienawiści..????


Jest wiele dzieci ,bo o nich dzisiaj będę pisała które są niepełnosprawne...
Duża część tych dzieciaków to właśnie wcześniaki...
Bardzo często  pozornie wyglądające na zdrowe dzieciaki...ale, to tylko pozory...Wcześniactwo zostawia po sobie ogromne ślady...nas również to dotknęło.

Retinopatia,wada serduszka, kłopoty z napięciem,  brak  mowy, objawy autyzmu,wskaźniki neurologiczne na granicy wodogłowia...

To droga, która czasami nie ma końca , bo idąc na jedną wizytę dowiadujesz się ,że czeka Cię kolejna ponieważ trzeba sprawdzić jeszcze to ,to i tamto...Kolejki do poradni nie maja końca..więc pozostaja wizyty prywatne.

Szybkie terminy ,brak kolejki pod gabinetem kosztuje od 100 zł w górę...
Ale  ile można???Na ile takich wizyt może pozwolić sobie rodzic, który poświęca swoją prace na rzecz opieki nad dzieckiem...

Jedna w miesiącu...dwie...czasami przy konieczności trzy...

Zasiłek w wysokości około 1500 zł ledwo wystarcza na mleko pieluchy i leki...

Państwo ma nad daleko w dupie...

A ludzie żyjący obok mają temat do  plotek..

-Siedzi w domu nic nie robi...dziecko trzyma nie pośle do żłobka, za robotę by się wzięła!

A ona pracuje... od bladego świtu  do samego wieczora,niekiedy i noce zarywa bo dziecko płacze i nie chce zasnąć...
Codziennie rano otwiera swój zniszczony kalendarz i sprawdza co dzisiaj przyniesie dzień...do jakiej przychodni udało się dostać, na którą godzinę rehabilitacja a może wybłagam lekarza o jakąś dodatkową wizytę albo skierowanie...... a jeszcze są inne dzieci...one też maja dodatkowe zajęcia.

Po dwóch latach bycia matka niepełnosprawnego dziecka śmiało mogę powiedzieć ,że nie mam czasu dla siebie... mój czas  dzieli się na 4..

Podziwiam i chylę czoła rodzicom dzieci niepełnosprawnych...
Bo są to wspaniałe osoby!!!!

Jedną z nich jest Matka Kofeina:) 

Nie wiem jak ona to robi ,że działa tak sprawnie...ale to można zrobić.
Bo granice niemożliwości  dla rodziców chorych dzieci nie istnieją...

Dlatego proszę, mówmy głośno o tym ,że nie jest lekko opiekować się chorymi dziećmi...nie tylko fizycznie i finansowo,ale także stres który temu niestety towarzyszy  niekiedy jest gigantem.

I nie oceniajmy ludzi  po tym co widzimy....



piątek, 23 października 2015

I jak tu nie dostać czegoś...


I jak tu nie dostać czegoś...

Jestem zła mega zła!!!!!!! Sama na siebie...
Miałam miliony filmików ze szpitala z Tosią...Codziennie kręciłam żeby miała pamiątkę... I co...
Jak jednym paluszkiem skasowałam wszystko co miałam na karcie....Wszystkie zdjęcia,filmiki...wszystko.
Został jeden zapisany w chmurze....
Aż mi się płakać chce.... jakby ktoś zabrał mi coś najcenniejszego. 


Jak ktoś ma większego pecha niż ja... to podziwiam.

A u nas... gil po pas... Tosia coś sobie pomiędroliła i śpi do 10 a spać chodzi o 23....Powoli zaczyna mnie to przerażać... 
Tłumaczę sobie ,że to  skok rozwojowy...ale ile można zwalać na skok rozwojowy...???





środa, 21 października 2015

Myślałam ,że ta więź matka dziecko działa do jakiegoś czasu...
A tu figa!!!!
Od kilku dni spływają na mnie same złe wiadomości...nie jest tak jak być powinno ,są chwile że mam ochotę walnąć sobie w łepetynę...
Z mamą rozmawiam codziennie... rozmawiam ahah gadam!!!!! nawijam godzinami, ale nie mówię jej wielu rzeczy nie dlatego że nie chcę jej mówić ,ale poco ma się martwić...
Ale instynkt matki działa wciąż...
Dzisiaj z samego rana...ja jeszcze w szlafroku dzwoni domofon... normalka  z przekonaniem ,że to listonosz otwieram ... Po chwili dzwonek do  drzwi...
Patrze i nie wierzę!!!!!!!
Mama!!!:) przyjechała autobusem ponad 100 km!!!!
Bo miała zły sen...  i wydaje jej się,że u mnie coś złego się dzieje....

I jak tu nie Kochać Mamy...<3

wtorek, 20 października 2015

z maleńkiego okruszka wyrasta nam ukochany łobuziak.

 Zaczynam wreszcie wierzyć w to ,że matka wcześniaka  nie będzie już nigdy do końca normalna kobietą...
A może tylko ja mam tak ,że widząc takie maleńkie dziecko które płacze ja płacze razem z nim...
Wiem i zdaję sobie sprawę z tego ,iż często ten płacz nie jest oznaką bólu.... a jednak nie jestem w stanie powstrzymać łez...
Te maleńkie rączki,nóżki... nie ma nic wspanialszego....
I zapach... maleńkie dzieci pachną najpiękniej na świecie:) mleko pomieszane z oliwka i kupa:):):)

Ale to wszystko niestety tak szybko mija...i z maleńkiego okruszka  wyrasta nam ukochany łobuziak.

I tu zaczyna się kolejny etap "matki wcześniaka"....
Ja mama będę zawsze blisko Ciebie...  nie pozwolę, aby stała Ci się krzywda...
To ma sens...ale warunek jest jeden...nie róbcie tego tak jak ja...

Gdzie Antka tam ja... Antosia idzie ,ja idę z nią...Antosia chce przenieść zabawkę ,więc ja jej pomagam...i można tak wymieniać i wymieniać i wymieniać....
O ile pozwoliłam jej samej jeść (bardziej to była konieczność wprowadzenia BLW ) o tyle całą resztę chciałam zrobić za nią...nieświadomie robiąc jej krzywdę...
Bo jej płacz boli mnie tak jak brzuch po cc:)

Potrzebowałam czasu i rozmowy z naszymi Aniołami Stróżami,żeby zobaczyć co robię nie tak.

A więc Moi Kochani zaczynam etap pt. "Samodzielność"
Trzymajcie za mnie kciuki bo nie będzie to proste i ciężko mi będzie patrzeć jak Antka np.sama myje rączki albo wyciera buziola.... Ale obiecałam...hehe
Nauka chodzenia po schodach i piesze spacery  też są przed nami.

Trzymajcie kciukasy  za nas.... bo strasznie się boję...





niedziela, 18 października 2015

Są dni w których pamiętam bardziej niż kiedykolwiek.

Są dni w których pamiętam bardziej niż kiedykolwiek.... kazda chwile...
Jutro rocznica narodzin i śmierci mojej Małej Królewny... może i nie powinnam już tak pamiętać jak pamietam... możne nie powinnam tęsknic tak jak tęsknie...
A jednak tego zapomnieć się nie da...Nie da się przestać tęsknic i kochać kogos na kogo sie czekało... kogo tak naprawde moglam  miec przy sobie tylko chwile... 
Nie usłyszałam nigdy jak placze, nie widziałam jak sie usmiecha...ale słyszałam bicie jej serduszka, czulam jak mnie kopala...i nagle to wszystko sie skonczylo... Jakby ktos wyrwal kawalek mnie ...
Zycie z nadzieja ,ze kiedyś się spotkamy... może  i jest to jakies wyjscie...na chwile bo kazdy kolejny dzień przynosi wieksza pustkę,żal i złość.


Piec lat... a ja patrze na zdjęcia z usg i placze.... 
Piec lat jeżdżę na cmentarz z kwiatkami i zniczem ....zamiast patrzec na nią i cieszyc sie z jej postepow...

Piec lat wmawiania sobie ze tak miało być...
Przez piec lat zadałam sobie tysiace pytań.... na ktore nie znam odpowiedzi....
W sercu wyrwa....w oczach łzy....
zerkam na zegarek z nadzieja że jutra nie będzie.....




Mleko mamy..

                  To co najlepsze ma Pani w piersiach....

Moje nastawienie do karmienia Tosi było nijakie...przyznaje się.

Ale tak było tylko przez pierwszy dzień ) na szczęście.

Będąc kolejny raz u Antosi jedna z pielegniarek zapytała mnie 
-gdzie  jest pokarm???
-ja  na to że nie ma....nie mam pokarmu.
-Jak to nie ma???Jest !!!!Pokaże Pani ,że jest:) ....i zmiętosiła mi cyca...wyciskając 2ml siary z usmiechem na twarzy stwierdziła
-mowiłam ,że jest!!!!

Podamy Małej mililitr żeby zobaczyć czy będzie tolerowała i czy nie będzie kłopotów z brzuszkiem.

Udało się!!!!Antoska tolerowała moje mleko:) byłam najszczęśliwsza na świecie !!!

Wstawałam co 3 godziny tylko po to żeby odciągnąć  kilka kropelek , jakże ważnych dla mojego dziecka! 
I nie miałam chwili zwątpienia...poprostu nastawiłam swoją głowę na karmienie!

Po wyjściu do domu pokaru miałam mniej... Podobno tak się dzieje jak mama nie widzi dziecka...
A czy to naprawdę był powód...nie wiem... 

Zdałam się na sposoby teściowej :) czyli bawarka, jedzenie suchego majeranku popijajac ciepłą woda i,picie wodyyy wodyyy wodyyyy, przetestowałam  piwo bezalkoholowe karmi i tabletki na laktacje, wszelkiego rodzaju herbatki nie dawały rady...
Pomogło odciąganie pokarmu tuż przy inkubatorze, w reku laktator, a ja wpatrzona w Antośke robiłam zapsy mleka dla niej i nie tylko:) 

Bardzo długo trwała nauka ssania piersi ,która niestety u nas się nie zakończyła happy endem...Tosia piła mleko  ,ale z butelki...

Tuz przed godzina karmienia brałam maszynerie i szybko odciągałam mleczarnie, żeby dziecko tylko przypadkiem nie zapłakało...

W domu nie było kłopotu ale kiedy musieliśmy wyjść zaczynały się schody...bo jak nakapać w butelke w przychodni albo na holu szpitala..???

Najnormalniej w świecie nakrywając się pieluszka flanelowa:) produkowałam mleko dla mojej Maleńkiej:) Mając daleko gdzieś czy komuś to przeszkadza czy nie...
Pani ze szpitalnego stoiska z kawą uśmiechała się, widząc mnie  idącą w stronę krzesełek...Nie raz słyszałam od niej -ale pani ma zacięcie...:) 
Jak miałam go nie mieć ...wtedy wydawało mi się że jedyne co mogę dać najlepszego Antosi to właśnie mleko... bo ono sprawi ,że nie bedzie chorowała ,że szybciej dojdzie do siebie...

Przygoda z odciąganiem trwała dokładnie 7 miesięcy...
Patrząc na to dzisiaj z ręką na sercu mogę powiedziec ,że zdecydowanie za krótko!!!!

Wygrał mój strach.... Tosia od początku mistrzem w jedzeniu nie była...karmienie jej nie było proste...czasami trwało ponad godzinę...
60 minut wciskałam  w nią 30 ml...Ciągle się bałam ze za mało zjada...Ważyłam ja przed karmieniem i po karmieniu...
To było jak jakaś obsesja..
Dlatego właśnie podałam jej mm...

Czego do dzisiaj  żałuje...

Także Kochane Mamusie:) Karmimy piersią swoje maluszki:)
Bo nikt nie jest w stanie dać tyle dobra swojemu dziecku ile daje mu właśnie Mama karmiąc je piersią...
Wspaniałej mlecznej niedzieli Wam życzę:)

                            














                                       

piątek, 16 października 2015

Tak miało być...



Miało być idealnie...A wyszło nijak...Siedziałam i chciało mi się płakać...A żeby nieszczęść było mało moje najstarsze dziecko złamało palec w szkole.
To jakas klątwa???przekleństwo ...???
Smutno mi mega ,że nie spędziłam tego dnia tak jak chciałam...ale nie mogłam postąpić inaczej... ahhh...



czwartek, 15 października 2015

15 październik...


Nie usłyszysz o tym dniu w telewizji....radio też nie będzie trąbiło ,ze właśnie dzisiaj setki ludzi  pójdzie na msze do kościoła , a po mszy pośle swój kawałek serca do samego nieba...
A my "Rodzice Aniołkowi" już od kilku tygodni mamy tylko jedno w głowie...15października...Dzień Dziecka Utraconego.

Setki rodzin zebranych w jednym miejscu,wpatrzonych w białą księgę która zostaje wyłożona na srodku Katedry... tam można wpisać imię swojego Aniołka..
 Z oddali słychać cichy płacz  jednej z mam...
Szept dziecka które pyta -tato...???czy moja siostrzyczka jest takim samym aniołkiem jak ten na obrazie???...
Powagę tego dnia czuje sie w powietrzu...

Nikt nie pyta o wiek dzieci...i o powód ich odejścia..Bo to nie jest istotne...
Ból i żal jest taki sam....

Nikt nie pyta czy mają swoją mogiłę...

Bo nie każdy ma swoje miejsce , tu na ziemi...w którym można zapalic znicz... Nie każda Aniołkowa Mama  mogła pożegnać swoje dziecko...nie każdej było dane dotknąć je chociaż raz...pogłaskać ,pocałować...Powiedziec sam na sam jak bardzo było chciane...
Niekiedy zostaje nam tylko zdjęcie z usg,albo dwie kreseczki na teście.
I ogromna pustka w sercu...

Czasami wszyscy bliscy zawodzą..... i nie ma komu powiedzieć jak bardzo nam źle...

Widząc w oknie zapalone  światełko rozumiemy się bez słów...

I jedno jedyne pocieszenie...że kiedyś się spotkamy.


Nasz wpis w Wielkiej Księdze Dzieci Utraconych ma nr.19.... 
Bo 19.10.2010r nasz świat rozpadł się na kawałeczki....
A serce pękało z minuty na minutę....

Tak bardzo bym chciała cofnąć czas...:(:(:(


W tym szczególnym Dniu bądźmy razem....o godz.19.00 naszego czasu niech rozbłyśnie w naszych oknach światełko pamięci dla wszystkich Aniołków(*)(*)(*)

Rodziców z Lublina i okolic zapraszam na uroczysta Mszę Św. o godz 19.00 do Archikatedry Lubelskiej.
W tym roku  na znak pamięci poślemy w niebiosa lampiony.



                                                       
P.S- to jedyne zdjęcie Zosi jakie mam....13.10.2010 r była zdrowa silna dziewczynka....a kilka dni później musiałam się z nią pożegnać...:(:(:(

                                                                                   (*)(*)(*)


środa, 14 października 2015

Każdy ma swoje zdanie... na temat serialu


Zacznę od podziękowania....Ponieważ Wspaniali ludzie są wśród nas...

Z całego serca najmocniej jak potrafię dziękuję 

Kasi Stefaniuk za to ,że jest dobrym duchem naszej Antosi. Za czas jaki poświęca na ćwiczenia z Antka ,dziękuję Ci Kasiu za rady i za Twoje ciepłe słowa za to, że jesteś tym dobrym Aniołem który mówi mi "Mamuśka będzie ok"
Bez Ciebie i Twoich rąk nie  byłoby nas tutaj gdzie jesteśmy.

Pawłowi Michalakowi za cierpliwość do mnie:) i do Antosi ,oczywiście za rehabilitacje i za wolne terminy :)

Pani Bożence  Kieroń za opiekę neurologopedyczną i za  bezinteresowną pomoc i porady.

Pani Kasi Gombin  naszej psycholog za opiekę i chęć pomocy Antosi. 

To wspaniali ludzie którzy od ponad roku są zawsze blisko Antosi zawsze chętni i gotowi jej pomóc<3


Tak tak to prawda...jesteśmy po nagraniach do serialu. Myślałam,że będę twarda...że już potrafię opanować łzy opowiadając o tym co nas spotkało. Ale nie potrafię! 

Na pytanie -" co by było gdybym odpuściła to wszystko,przestała chodzić na wizyty do lekarza, na rehabilitacje,na zajecia z psychologiem?"

Rozpłakałam się.... bo często miałam dość.... ale nigdy nie przestałam myśleć o tym co będzie jak ja tego nie zrobię. 
Bo może i odpocznę...ale Tosia na tym straci ,a przecież nie po to tyle o nią walczyłam ,żeby teraz  coś było nie tak.
To ja jestem odpowiedzialna za nią...bo to ja jestem dorosła.
i głupie myśli odchodzą w zapomnienie!

Byłam z nią od samego początku i będę do samego końca. Zrobię wszystko co najlepsze  ,żeby tylko ona nie musiała cierpieć.

Serial sam w sobie uważam za wspaniały...Bo naprawdę jeszcze nikt w naszym kraju nie pokazał ,tak dużo jak Aneta Kopacz. 

Dziękuję za zaproszenie:)




















                                                  

wtorek, 13 października 2015

taka prawda...

Każda matka walczy o życie  razem z własnym dzieckiem....O każdą chwile ,godzinę ,dzień ,miesiąc i rok!
Ciężko przyjąć do siebie te złe informacje....Ja przyjmowałam tylko część...słyszałam pierwsze zdania a później zamykała się moja klapka odporności na złe wieści...łzy zalewały mi twarz i tak kończyła się moja rozmowa z lekarka dyżurną.
 
Dzisiaj oglądając serial Moje 600 gramów Szczęścia zobaczyłam siebie...a bardziej swoje odbicie w Asi mamie maleńkiej Melci..
Stała nad inkubatorem słuchając wiadomości których miało nie być!
Patrząc na jej twarz i oczy widziałam chwile w której zaczyna płakać...
 
Aż mnie ciarki przeszły...bo znam doskonale zakończenie ich historii...
Która nie kończy się tak jak Asia chciała...jak planowała ..
 
Asieńko...z całego serca ściskam Cię!!!!
 
Jesteś  Wspaniałą Mamą!!!
 
Maleńkimi kawałkami dociera do mnie, po raz kolejny jak cienka jest  linia miedzy życiem, a śmiercią...
I jak wielkie mam szczęście ,że Antosia jest teraz z nami...
 
 
Światełko dla Melci(*)(*)(*)
 
 
 


 
 
 
 

poniedziałek, 12 października 2015

Zimno


ZIMNOOOOO.....

Ale nie dajcie się zwariować tak jak ja... tak tak wiem nie powinno się przegrzewać dzieci...ale przecież to dla ich dobra...hehe
Ja jako dziecko byłam wiecznie opatulona.... spodnie ocieplane to zakała mojej młodości!!!!Nie znosiłam tych grubaśnych spodni i kurtek...czapa opadająca na oczy wrrrrrr... Ale ,żeby nie było .że nauka idzie w las...
Tak jak nauczyła mnie mama i babcia przekazałam swoim dzieciom....czyli zaczęłam je najnormalniej przegrzewać.... bo jak to tak ,żeby dziecko nie miało rajstopek...albo cieplej kurtki...
Źle się to kończy.... mowie Wam!
Olivka kończyła anginą,Tosie zapaleniem noso-gardła...Janek wiecznym glutem a Gabrys jako jedyny miał tę moc i rozbierał się kiedy tylko znikał z moich oczu:)
Tej zimy mówię głośno NIE!!!!Wole zimne rączki niż mokre plecy.
I proszę o rozsądek wszystkich rodziców.Wcześniak to tez dziecko i bardzo łatwo go przegrzać..A skutki są czasami dramatyczne.
Miłego wieczoru kochani :) i dużooo dużooo ciepełka Wam śle.











środa, 7 października 2015

DDU

Dzień Dziecka Utraconego...(*)(*)(*)


Wielkimi krokami zbliża się Dzień Dziecka Utraconego , dla wielu ludzi zupełnie normalny dzień....ale nie dla mnie.Ja 15 października walczyłam o moja córkę z nadzieją ,że nam się uda.
Lecz ktoś gdzieś tam wysoko napisał inny scenariusz ....i zabrał mi tą mała istotkę.
Czytam komentarze pod postem znanego radia....-po co ratować te dziwolągi...,-wydawanie naszej kasy na coś co będzie rośliną,- lepiej żeby te dzieci nie żyły wtedy rodzice nie będą mieć mniejszy kłopot....
i jeden jedyny wpis...jeden z ponad tysiąca....
-oddałbym wszystko....resztę mojego życia,wszystkie pieniądze,dom i samochód żeby  mój syn żył...Tata Mateuszka.(*)

Czytając to widziałam siebie...
dla mnie każdy dzień na plus to było szczęście ,każda godzina bez skurczy lepsza od wszelkich dobroci tego świata....I ogromna nadzieja...nadzieja że dam rade!!!Bo jak to tak przecież mam trójke dzieci ..zdrowych, ciąże  bez większych problemów...wiec jak może być inaczej... DOTRWAM.

Chwila ciszy...wielki płacz... niemoc,żal ogromny smutek... miliony pytań  samej do siebie... a wszystko prowadziło do jednego....To Moja Wina!!!!!!

Pocieszycieli wielu... ale żaden nie ma takiej mocy żeby dotrzeć do mojego wnętrza...Nie ma dnia żebym nie zapalała światełka na wirtualnym cmentarzu.... (Zosia jest pochowana 100km od miejsca gdzie mieszkam)
wreszcie trafiam na grupę o nazwie RODZICE DZIECI UTRACONYCH....i otwierają mi sie oczy...że nie jestem sama i że ten cięzar...smutek i żal to normalne...i że mam prawo płakać.
Uświadomili mnie że serce matki będzie płakało do końca życia.... za miesiąc,rok czy pięć lat... tęsknota będzie taka sama...jedyne co się zmieni...to , że  nauczę się z tym żyć co nie oznacza że zapomnę. .. bo zapomnieć sie nie da...

Czwarty  raz pośle różowy balonik dalekoooo w niebo  z nadzieją ,że trafi do mojej Córeczki...
o godz.19.00  w  moim oknie zabłyśnie Aniołkowe światełko...
Razem z Tomkiem zapalimy lampion który poleci gdzieś hen hen w dal....
Bo tylko tyle możemy zrobić dla Naszej Małej Królewny...(*)

Pozdrawiam Wszystkich Anielskich Rodziców i życzę Wam Kochani dużo siły  i miłości na najbliższy czas...

Dla Mojej Zosi(*)(*)(*)






piątek, 2 października 2015

Dzisiaj o prostocie...😉
Jest wiele osob ktore pisza do mnie zapytania typu.. dlaczego pani sie tlumaczy??jak pani moze pisac ze 4 nie jest planowana...???a nie zastanawiala.sie pani co powiedza ludzie . ??? e 4 nie jest planowana...???a nie zastanawiala.sie pani co powiedza ludzie . ???

A więc... hehe
Jestem jaka jestem i nikt mnie nie zmieni...Nie  będe dla potrzeby i ludzi pisała czegoś co prawdą nie jest😉Nie wstydzę sie tego że  planowanie nie jest moja mocna stroną...mało tego... wogóle planowac nie mam zamiaru i robić tego nie będe😊 Moje dzieci są kochane i będa...bo nie liczy się dla mnie co powiedzą ludzie...
Ja liczę na to że moje dzieci będa  wartościowymi ludzmi! Kochającymi i wrażliwymi... Przepełnionymi miłościa 💗💗💗
Przed nikim sie nie tłumaczę i nie taki był mój zamiar...
Chcę pokazać ,że ludzie moga mówic wszystko... ze wielodzietnosc to patologia ,że dzieci są zaniedbane...
A tak naprawde to jakie są nasze dzieci zalezy tylko od nas... i od tego ile czasu i  uwagi im poswiecimy...
Pozdrawiam  Wszyyyystkich😙😙😙

czwartek, 1 października 2015

stres

#stres#....
Czesto znajomi pytaja mnie jak ja sobie dałam rade po urodzeniu Tosi....Odpowiadam że nie wiem....Bo taka jest prawda.
Codziennie od rana do ciemnej nocy byłam z nia na oddziale, dzwieki respiratora doprowadzał mnie prawie do  zawału... po 2 tygodniach nauczylam sie odróżniac alarm  koncząncej sie kroplowki  od alarmu ktory pokazywał bezdech Tosi.... Nauczylam sie cierpliwosci ...Widziałam jak każdego dnia moje dziecko walczy o kolejna godzine...Z utesknieniem czekalam na dzien kiedy z respiratora przejdzie na CPAP...czekalam na kazda konsultacje jak na najwazniejsze w moim zyciu  wiadomosci...Znienawidziłam zdanie_"stan ciezki,ale dziecko jest w miare stabilne"Prosze nie wymagac od nas wiecej... to jest skrajny  wczesniak... a z nimi róznie bywa.
Bywało róznie i z Antonina.. raz lepiej a raz bardzo zle...Do pefekcji opanowałam plakanie bez łez...(bo wstydziłam sie ryczec stojac obok inkubatora...gdzie patrzyli na mnie inni rodzice,personel i ksiadz)
Ksiadz... ktory był Bratem zakonnym ,nie wiem nawet jak miał na imie...ale gdy poszłam do niego z prosba ,aby ochrzcił Tosie powiedzial..._to nie czas....ona bedzie z Toba i ochrzcisz ja w kosciele...
Złość mnie napadła! stwierdziłam jak nie to nie...njwyzej sama ja ochrzcze jak trzeba bedzie.I tak przez cały nasz pobyt w szpitalu Brat odwiedzał kazdego dnia Antke ,
 wieczorami siadał obok nas na krzesle i opowiadał o swoim dziecinstwie które spedził w Sokółce(a to rodzinne strony mojego męża).
Wychodzac z oddziału emocje ,zal i niepewnosc dnia jutrzejszego brały gore... wracałam do domu wyjac...bo placzem nazwac tego nie mozna było....Miałam chwile na wyładowanie tego wszystkiego...
Stres.... nie wiem jak to nazwac bo słowo stres jest jak kropla deszczu w oceanie....To było jak horor a ja grałam w nim główna role... z piękną mina.Bo wiekszość znajomych i rodziny nie wiedziała , że Antosia już sie urodziła..
Sama nie wiem co jest lepsze...Rozmowa z kimś kto tak naprawde nie ma pojecia co czujesz ,czy milczenie i duszenie w sobie wszystkiego...szukanie kolejnych definicji w sieci odpowiadające terminom medycznym ktore udało się zapamiętać z miliona niejasnych słow lekarza.
Ja wybrałam cisze...bez zbednego tłumaczenia każdemu dlaczego po co a jak to... 
Teraz wiem jedno...po tym co przeszlismy ,od dnia w ktorym urodziła sie Tosia jestesmy inni...Mój mąż płacze... naprawde...nie tylko w gorszych chwilach,ale w tych radosnych tez:) Ja nie przestalam plakac...wyje wciaz razem z ta mała kobietka... stałam sie uzalezniona od melisy w kazdej postaci...A stresuje sie za kazdym razem  jak idziemy na wizyte do lekarza..na szczepienie czy po odbior badan....Mało tego... umówienie wizyty jest dla mnie mega stresem ...bo w mojej głowie miloion mysli...czy aby bedzie dobrze.
Jedno jest pewne !Życie rodzica wcześniaka to nie jest bajka z pięknym zakończeniem...To ciągła walka...Czasami trawajaca do końca życia...