#stres#....
Czesto znajomi pytaja mnie jak ja sobie dałam rade po urodzeniu Tosi....Odpowiadam że nie wiem....Bo taka jest prawda.
Codziennie od rana do ciemnej nocy byłam z nia na oddziale, dzwieki respiratora doprowadzał mnie prawie do zawału... po 2 tygodniach nauczylam sie odróżniac alarm koncząncej sie kroplowki od alarmu ktory pokazywał bezdech Tosi.... Nauczylam sie cierpliwosci ...Widziałam jak każdego dnia moje dziecko walczy o kolejna godzine...Z utesknieniem czekalam na dzien kiedy z respiratora przejdzie na CPAP...czekalam na kazda konsultacje jak na najwazniejsze w moim zyciu wiadomosci...Znienawidziłam zdanie_"stan ciezki,ale dziecko jest w miare stabilne"Prosze nie wymagac od nas wiecej... to jest skrajny wczesniak... a z nimi róznie bywa.
Bywało róznie i z Antonina.. raz lepiej a raz bardzo zle...Do pefekcji opanowałam plakanie bez łez...(bo wstydziłam sie ryczec stojac obok inkubatora...gdzie patrzyli na mnie inni rodzice,personel i ksiadz)
Ksiadz... ktory był Bratem zakonnym ,nie wiem nawet jak miał na imie...ale gdy poszłam do niego z prosba ,aby ochrzcił Tosie powiedzial..._to nie czas....ona bedzie z Toba i ochrzcisz ja w kosciele...
Złość mnie napadła! stwierdziłam jak nie to nie...njwyzej sama ja ochrzcze jak trzeba bedzie.I tak przez cały nasz pobyt w szpitalu Brat odwiedzał kazdego dnia Antke ,
wieczorami siadał obok nas na krzesle i opowiadał o swoim dziecinstwie które spedził w Sokółce(a to rodzinne strony mojego męża).
Wychodzac z oddziału emocje ,zal i niepewnosc dnia jutrzejszego brały gore... wracałam do domu wyjac...bo placzem nazwac tego nie mozna było....Miałam chwile na wyładowanie tego wszystkiego...
Stres.... nie wiem jak to nazwac bo słowo stres jest jak kropla deszczu w oceanie....To było jak horor a ja grałam w nim główna role... z piękną mina.Bo wiekszość znajomych i rodziny nie wiedziała , że Antosia już sie urodziła..
Sama nie wiem co jest lepsze...Rozmowa z kimś kto tak naprawde nie ma pojecia co czujesz ,czy milczenie i duszenie w sobie wszystkiego...szukanie kolejnych definicji w sieci odpowiadające terminom medycznym ktore udało się zapamiętać z miliona niejasnych słow lekarza.
Ja wybrałam cisze...bez zbednego tłumaczenia każdemu dlaczego po co a jak to...
Teraz wiem jedno...po tym co przeszlismy ,od dnia w ktorym urodziła sie Tosia jestesmy inni...Mój mąż płacze... naprawde...nie tylko w gorszych chwilach,ale w tych radosnych tez:) Ja nie przestalam plakac...wyje wciaz razem z ta mała kobietka... stałam sie uzalezniona od melisy w kazdej postaci...A stresuje sie za kazdym razem jak idziemy na wizyte do lekarza..na szczepienie czy po odbior badan....Mało tego... umówienie wizyty jest dla mnie mega stresem ...bo w mojej głowie miloion mysli...czy aby bedzie dobrze.
Jedno jest pewne !Życie rodzica wcześniaka to nie jest bajka z pięknym zakończeniem...To ciągła walka...Czasami trawajaca do końca życia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz