To co najlepsze ma Pani w piersiach....
Moje nastawienie do karmienia Tosi było nijakie...przyznaje się.
Ale tak było tylko przez pierwszy dzień ) na szczęście.
Będąc kolejny raz u Antosi jedna z pielegniarek zapytała mnie
-gdzie jest pokarm???
-ja na to że nie ma....nie mam pokarmu.
-Jak to nie ma???Jest !!!!Pokaże Pani ,że jest:) ....i zmiętosiła mi cyca...wyciskając 2ml siary z usmiechem na twarzy stwierdziła
-mowiłam ,że jest!!!!
Podamy Małej mililitr żeby zobaczyć czy będzie tolerowała i czy nie będzie kłopotów z brzuszkiem.
Udało się!!!!Antoska tolerowała moje mleko:) byłam najszczęśliwsza na świecie !!!
Wstawałam co 3 godziny tylko po to żeby odciągnąć kilka kropelek , jakże ważnych dla mojego dziecka!
I nie miałam chwili zwątpienia...poprostu nastawiłam swoją głowę na karmienie!
Po wyjściu do domu pokaru miałam mniej... Podobno tak się dzieje jak mama nie widzi dziecka...
A czy to naprawdę był powód...nie wiem...
Zdałam się na sposoby teściowej :) czyli bawarka, jedzenie suchego majeranku popijajac ciepłą woda i,picie wodyyy wodyyy wodyyyy, przetestowałam piwo bezalkoholowe karmi i tabletki na laktacje, wszelkiego rodzaju herbatki nie dawały rady...
Pomogło odciąganie pokarmu tuż przy inkubatorze, w reku laktator, a ja wpatrzona w Antośke robiłam zapsy mleka dla niej i nie tylko:)
Bardzo długo trwała nauka ssania piersi ,która niestety u nas się nie zakończyła happy endem...Tosia piła mleko ,ale z butelki...
Tuz przed godzina karmienia brałam maszynerie i szybko odciągałam mleczarnie, żeby dziecko tylko przypadkiem nie zapłakało...
W domu nie było kłopotu ale kiedy musieliśmy wyjść zaczynały się schody...bo jak nakapać w butelke w przychodni albo na holu szpitala..???
Najnormalniej w świecie nakrywając się pieluszka flanelowa:) produkowałam mleko dla mojej Maleńkiej:) Mając daleko gdzieś czy komuś to przeszkadza czy nie...
Pani ze szpitalnego stoiska z kawą uśmiechała się, widząc mnie idącą w stronę krzesełek...Nie raz słyszałam od niej -ale pani ma zacięcie...:)
Jak miałam go nie mieć ...wtedy wydawało mi się że jedyne co mogę dać najlepszego Antosi to właśnie mleko... bo ono sprawi ,że nie bedzie chorowała ,że szybciej dojdzie do siebie...
Przygoda z odciąganiem trwała dokładnie 7 miesięcy...
Patrząc na to dzisiaj z ręką na sercu mogę powiedziec ,że zdecydowanie za krótko!!!!
Wygrał mój strach.... Tosia od początku mistrzem w jedzeniu nie była...karmienie jej nie było proste...czasami trwało ponad godzinę...
60 minut wciskałam w nią 30 ml...Ciągle się bałam ze za mało zjada...Ważyłam ja przed karmieniem i po karmieniu...
To było jak jakaś obsesja..
Dlatego właśnie podałam jej mm...
Czego do dzisiaj żałuje...
Także Kochane Mamusie:) Karmimy piersią swoje maluszki:)
Bo nikt nie jest w stanie dać tyle dobra swojemu dziecku ile daje mu właśnie Mama karmiąc je piersią...
Wspaniałej mlecznej niedzieli Wam życzę:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz